29 listopada 2016

Makeup Revolution Eyes Like Angels (dużo zdjęć!)

Hej hej!

W ostatnim wpisie nietrudno było zauważyć, jak bardzo podjarana byłam zakupioną paletą z MUR o wdzięcznej nazwie Eyes Like Angels. W trakcie weekendu miałam szansę trochę się nią pobawić, obfocić ją ze wszystkich stron zanim zdążyła złapać odciski paluchów i zanim ubrudziłam ją energicznymi ruchami pędzli i z pierwszymi wnioskami melduję się na blogu. Jeżeli jesteście ciekawi, jakie spostrzeżenia mam na jej temat po tej krótkiej jeszcze znajomości i/lub chcecie obejrzeć swatche zawartych w niej cieni, zapraszam do dalszej lektury!




Technicznie: w kasetce wymiarów ok. 17 cm x 10 cm (podaję, bo nigdzie info o tym nie widziałam!) dostajemy 32 cienie o średnicy niecałych 2 cm o wspólnej gramaturze 16 g oraz ogromne lustro dobrej jakości (nie zniekształca, nie jest zmatowiałe, niczym nie różni się od tych z czekoladek czy palet róży). Producent podarował sobie dorzucanie do palety gąbkowych aplikatorów, a sama paletka przychodzi porządnie zafoliowana i zapakowana w kartonowe, metalizowane pudełko z wypukłą nazwą Eyes Like Angels. W środku znajdziemy folię z nazwami cieni, z których większość ma wykończenie perłowe/metaliczne/błyszczące oraz kilka matów (ja doszukałam się czterech). W przeciwieństwie do chociażby Death by Chocolate (która dostała swój wpis na ajce tutaj), wspomniane maty są raczej słabo napigmentowane i w sumie szału nie robią, ale wszystkie błyskotki nadrabiają to z nawiązką. Jeżeli chodzi o kolory, to moim zdaniem idealnie komponują się z brązowymi oczami (aka moimi) - zielenie, pomarańcz, niebieskości i fiolety w różnych odsłonach z niewielką dawką brązów.



black stars - bardzo ciemny grafit z drobinkami, wręcz "mokry" w swej konsystencji; mega napigmentowany

silver star - jaśniejszy od poprzednika, ciemnoszary, bardzo metaliczny cień, wręcz "mokry" w swej konsystencji; mega napigmentowany

pearl necklace - perłowy, złoty cień dający efekt tafli; mocno napigmentowany

green envy - turkusowo/szmaragdowo-złoty odcień o równie metalicznym wykończeniu i efekcie tafli jak poprzednik; mega napigmentowany


green dream - ta nazwa pozostaje dla mnie zagadką, bo kolor jest ewidentnie granatowy i nie ma w nim krzty zieleni, sam niebieski; głęboki, elegancki, perłowy odcień granatu; mega napigmentowany

emerald night - perłowy, szlachetny odcień zieleni; mocno napigmentowany

night stars - fioletowoszarawy, błyszczący cień z różowymi drobinkami, mocno napigmentowany

copper dream - prawdziwy odcień miedzi, pomarańczowe złoto, bardzo metaliczny; mega napigmentowany


peach cream -jeden z nielicznych matów, w którym jednak doszukać się można mikroskopijnych drobinek; jak sama nazwa na to wskazuje, jest to jasny, brzoskwiniowy odcień, sprawdzi się pewnie przy blendowaniu; słabo napigmentowany

lilac shimmer - jasny, rozświetlający cień w kolorze rozbielonego, bladego fioletu; mocno napigmentowany

blue sheen - jasny, "radosny" błękit z drobinkami, przypomina mi kolor mojego niegdyś ulubionego lakieru z Golden Rose; średniosłabo napigmentowany

bold purple - dość ciepły fiolet, kolejny mat; na swatchu widać, że ma tendencję do zbierania się w grudki, ale nie jestem w stanie jeszcze powiedzieć, czy na oczach robi to samo; słabo napigmentowany


orchid - jasnochabrowy cień z różowym poblaskiem, który zupełnie inaczej prezentuje się na palcu, a inaczej w palecie; średnio napigmentowany

purpled! - różowawy, perłowy fiolet; średnio napigmentowany

pink frosted - żarówiasty, metaliczny odcień fuksji; mocno napigmentowany

white light - perłowa złamana biel, cień wręcz "mokry" w swej konsystencji; mega napigmentowany


sophisticated pink - błyszczący, winny odcień; w palecie prezentuje się dość bordowo i ciemno, ale na oczach wychodzi czerwono ze sporą nutą różu; mocno napigmentowany

cream - jeden ze słabszych cieni w palecie - kolejny mat; jasny, cielisty kolor, nada się do przyprószenia bazy na oku lub finalnego blendowania; słabo napigmentowany

moss - metaliczny, złoto-zielony cień suchej trawy albo, jak głosi nazwa, mchu; mocno napigmentowany

orange! - metaliczny, bardzo żywy odcień pomarańczu; mocno napigmentowany


dream - jasnobeżowy odcień duochrome z różowym poblaskiem, absolutnie przepiękny jako rozświetlacz w wewnętrznych kącikach lub jako toper; słabo napigmentowany (daje głównie efekt przejścia kolorów)

pink! - kolejny słabeuszek, kolejny mat do ewentualnego roztarcia, ale nie jako element główny makijażu; słabo napigmentowany

molton chocolate - metaliczny cień w bardzo głębokim odcieniu czekolady, wręcz "mokry" w swej konsystencji; mega napigmentowany

aqua dream - żywy, metaliczny, iście niebieski kolor; mega napigmentowany


pink glow - bladoróżowy, perłowy kolor; mocno napigmentowany

lilac frost - chłodny odcień niebieskofioletu, perłowy, absolutnie przepiękny!; mega napigmentowany

choc! - jaśniejszy od molton chocolate odcień brązu, bardziej mleczna niż gorzka czekoladka ze złotymi drobinkami; bardzo dobrze napigmentowany

truffle - nietypowy, przełamany nutą szarości i beżu perłowy brąz, taki trochę pieczarkowy?; mega napigmentowany


peacock dream - żywy odcień fioletu z niebieskawosrebrnym poblaskiem; średnio napigmentowany

award - elegancki, metaliczny, ciepłozłoty cień; mocno napigmentowany

green stars - bardzo ciemna zieleń zmieszana z brązem z dodatkiem miedzianozłotych drobinek; średnio napigmentowany

silver dream - jasny odcień srebra; mocno napigmentowany


Dodatkowo mam dla was porównanie kolorów w zbliżonych gamach kolorystycznych, żebyście mogli z łatwością porównać sobie różnice między poszczególnymi odcieniami. W palecie są one porozrzucane dość losowo, więc taki rozkład swatchy może być pomocny.


Od góry:

green dream
blue sheen
aqua dream
orchid
peacock dream
purpled!
bold purple
lilac frost
white light
lilac shimmer
pink glow
dream


Od góry:

night stars
pink!
pink frosted 
sophisticated pink
copper dream
orange!
peach cream
pearl necklace
cream


Od góry:

award
choc!
truffle
molton chocolate
green stars
modd
emerald night
green envy

To już koniec prezentacji tego cukiereczka. Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o tej palecie! Moim zdaniem jest fajną opcją dla kogoś, kto chciałby rozpocząć trochę bardziej kreatywne zabawy z makijażem, użyciem większej ilości kolorów i łączeniem barw. Na pewno nie skorzysta z niej laik, który potrzebuje bazy w postaci beżu, czerni, paru brązów, może odrobiny neutralnego różu czy brzoskwini. Eyes Like Angels pozwala na rozwinięcie skrzydeł osobom, które podstawy już mają, a chcą wycisnąć z makijażu coś więcej. Nie jest to raczej paleta na co dzień (chociaż dzienniaki da się przy jej użyciu zrobić!); powinnam może powiedzieć "nie jest to typowa paleta na co dzień". Może okazać się fantastycznym prezentem dla mejkapowych frików (ugh, ale to brzmi) na nadchodzące święta, tym bardziej, że za taką ilość możliwości płacimy w okolicach 34-40 zł. Ja się jaram i na pewno będę się nią w najbliższym czasie bawić.


Do szybkiego napisania!


Love you,
K.

P.S. Jeżeli post dziwnie wam się wyświetla (np. macie luki między zdjęciami na kilkanaście linijek), to bardzo was za to przepraszam. Walczyłam dzielnie i u mnie wszystko gra, ale nie wiem jak będzie chociażby w przeglądarkach mobilnych.

Buziaki!

2 komentarze:

  1. Ten miedziany jest przepiękny! I w ogóle cała paleta jest śliczna, super kolory <3.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za Twój komentarz! ♡

jeśli masz do mnie pytanie, zadaj je pod najnowszym wpisem :)