24 listopada 2016

Jak radzić sobie ze sobą?

Hej hej!

Czujesz się źle? Wydaje Ci się, że nic Ci się w życiu nie układa, że nikt Cię nie lubi? Wszystko, co słyszysz, przetwarzasz na milion sposobów i interpretujesz na milion i jeden? Boisz się, że popełnisz gafę, więc nie odzywasz się ani nie działasz? Rozmowa z kimś obcym przyprawia Cię o dreszcz? Panicznie boisz się zawierania nowych znajomości? Masz kompleksy na temat swojego ciała, charakteru? Jesteś "tym niepopularnym" osobnikiem? Nie lubisz wyróżniać się z tłumu? Obawiasz się oceny innych? Czujesz się "tą gorszą" jednostką w gronie przyjaciół? Odkładasz załatwianie sprawunków, bo nie wiesz, jak podejść do tematu i najlepiej czujesz się, kiedy całą sytuację masz odegraną w głowie? Każde niepowodzenie wydaje Ci się końcem świata? Płaczesz z bezsilności nad swoją marną egzystencją? Płaczesz, bo jesteś tym kim jesteś? Płaczesz bez powodu? Czujesz się mocno zaplątany we własnych myślach, uczuciach i myślisz, że nie warto o tym mówić, bo i tak nikt nie zrozumie? Jeżeli na chociaż kilka pytań odpowiedziałeś twierdząco, to możesz sobie przybić piątkę z moim wcieleniem sprzed kilku miesięcy. Na dniach miną cztery miesiące od mojej zdecydowanej decyzji o porzuceniu tego biednego, smutnego, ciemnego okresu za sobą i rozpoczęcia życia, korzystania z tego, co oferuje i używania młodości, póki mogę. 

Wiem, że wstęp wydaje się być wyciągnięty rodem z książki w wykładami motywacyjnymi, które nierzadko są gówno warte, ale mam nadzieję, że mój dzisiejszy wpis pomoże chociaż jednej osobie. Jeżeli borykacie się ze swoimi uczuciami, stanami chronicznego smutku lub wyprania ze wszelkich uczuć, nie wiecie, w jaki sposób cokolwiek zmienić w swoim życiu czy po prostu szukacie osoby, z którą będziecie mogli się utożsamić, zapraszam do dalszej lektury!
Zacznę od tego - nie jesteś sam/sama. Tanie porzekadło, ale jest bardzo prawdziwe. Nie masz pojęcia, ile osób wokół ciebie przechodzi przez to samo. Ludzie, którzy Cię otaczają - i mówię tu w zasadzie o wszystkich - mają jakieś obiekcje na swój temat. To, co ty możesz u nich podziwiać, to, czego Twoim zdaniem może Ci brakować, dla nich może być punktem kompleksów i tym, co chcieliby zmienić. Tak samo działa to na odwrót - myślałeś kiedyś o tym, że to ty możesz być dla kogoś ideałem w jakimś aspekcie? Przykład: X ma sylwetkę o której marzysz, uważasz ją za ideał aparycji fizycznej. Czy zwrócisz uwagę na rozmiar jej miseczki, kilka rozstępów? Może ma bliznę, którą widzisz tylko w szatni od wf-u? Patrzysz na całokształt. Lubisz ją za to, kim jest, co sobą reprezentuje, jak traktuje ludzi wokoło, a nie na podstawie tego, czy zakryła pryszcza na policzku, czy postawiła na #nomakeupday. Tak samo ludzie spoglądają na Ciebie. Zachęcam Cię do zrobienia sobie chwilowej przerwy w czytaniu. Spójrz w lustro. Co widzisz? Nie mówię tu o niewyregulowanych brwiach, braku makijażu, nieogolonej facjacie, nieuczesanych włosach. Zastanów się nad tym, jak postrzegają Cię ludzie. Spójrz na swój całokształt. Doceń siebie. Bez zakłopotania wymień te rzeczy,  które w sobie podziwiasz, nawet jeżeli jest to talent przewracania naleśników w powietrzu (coś, co zawsze chciałam opanować!), umiejętność zagrania "Siała Baba Mak" na harmonijce ustnej, symetryczne brwi, szlachetny nos, wcięcie w talii, zgrabne palce czy chociażby ładna płytka paznokciowa. Pierdoły. Pogadaj z najbliższą sobie osobą, niech Cię uświadomi w Twojej wyjątkowości i zajebistości. I nie bierz ich słów jako "sztuczny, wymuszony komplement, bo przecież nie powie mi, że coś jest ze mną nie tak". Powie. Zaufaj mi.

Najbardziej istotnym krokiem w mojej walce o akceptację samej siebie i pokochanie (albo chociaż polubienie) tego, kim jestem było chyba zauważenie tego, o czym pisałam wyżej. Dla kogoś jesteś ideałem. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale tak właśnie jest. Jak to uświadomiła mi moja przyjaciółka, kiedy zmagałam się z falą hejtu na samą siebie - muszę uwierzyć w siebie, zrobić co trzeba, żeby się pokochać, bo nikt inny tego za mnie nie zrobi. Poza tym to, co słyszałam i czytałam już wielokrotnie, okazuje się być prawdą: nie jesteśmy w stanie obdarzyć drugiej osoby uczuciem, jeżeli mamy problem z akceptacją i pokochaniem samych siebie. Pomyśl o tym w ten sposób - czy kogoś (nieistotne, czy obcego, czy znajomego) potraktowałbyś tak, jak traktujesz siebie? Zacząłbyś szukać wszystkiego, co jest w tej osobie nie tak? Oceniłbyś od góry do dołu? Odezwałbyś się do niej w ten sam sposób, w jaki myślisz o sobie? Widziałbyś wszystkie te małe niedoskonałości, które przecież wcale nie rzucają się w oczy? Nie. 

Inna ważna sprawa - nie porównuj się do innych za wszelką cenę. Pewnie, możesz nie być tak wysportowany/popularny/wysoki jak obiekt Twojej fascynacji, możesz mieć inną od niego fryzurę, kolor oczu, styl i zainteresowania, ale nie umniejsza to Tobie w żadnym stopniu. Gdyby wszyscy byli tacy sami, byłoby nudno. Pamiętaj, nawet Bestia znalazł swoją Bellę, a Quasimodo swoją Esmeraldę. Każda potwora znajdzie swojego amatora. 

Jeżeli czujesz, że masz zły dzień, nie siedź bezczynnie. Najgorsze, a jednocześnie najłatwiejsze, co możesz zrobić, to zawinięcie się w koc, poddanie się apatii, słuchanie smutnej muzyki i płacz oraz odtrącanie wszelkich aktów pomocy. Opowiem wam o tym, co pomaga mi utrzymać swoje zdrowe podejście do życia.

Jeżeli faktycznie czuję, że mam zły dzień (a te na szczęście miewam już naprawdę rzadko), szukam źródła swojego smutku. Co się stało? Czy mogę coś z tym zrobić? Czy było to zależne ode mnie, czy po prostu się wydarzyło? Czy za kilka godzin nadal będzie mnie to trapić? Jeżeli wiem, co mi jest, łatwiej jest to pokonać. Nie zawsze ma się ochotę na rozmowę, "zajmowanie komuś jego cennego czasu i gadanie o swoich problemach, kiedy on ma wystarczająco dużo swoich itd.". Sama przez to przechodziłam i czułam wyrzuty sumienia, pisząc o swoim przygnębieniu. Prawda jest taka, że przyjaciele są od pomocy. Twój problem jest ich problemem, chcą Ci pomóc i nie obchodzi ich, czy mówisz o czymś, co Cię trapi po raz pierwszy, trzeci czy dwunasty. Poza tym wyrzucając wszystko, co siedzi Ci na duszy na zewnątrz, konfrontujesz się ze zmartwieniami i jesteś w stanie lepiej je zrozumieć, a może nawet znaleźć rozwiązanie. Teraz powiem coś, z czym wiele osób się nie zgodzi, i przed czym przez długi czas sama się opierałam - nie bój się rozmowy z psychologiem. Nawet, jeżeli masz spędzić z nim tylko godzinę i nigdy nie wrócić, będzie to prawdziwie oczyszczające i pomoże Ci ogarnąć, co tak naprawdę Cię męczy. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Co dalej? Unikaj tego, co źle na Ciebie działa. Ja na przykład wiem, że muszę bardzo uważać na imprezach, na których pojawia się alko. Do pewnego stopnia jestem w dobrym nastroju, a potem nagle mogę mieć zjazd i siedzieć ze łzami w oczach. Wielu osobom pomaga pisanie, rysowanie, tworzenie - spróbuj i tego. Może to, co Cię uspokaja, to pieczenie babeczek? A może najzwyklejszy spacer z psem? Zrób coś ze sobą, zajmij czymś myśli. W ogarnięciu myśli pomaga mi ogarnięcie swojego otoczenia. Odkurzenie, ułożenie książek na półkach, przetarcie biurka, uporządkowanie kosmetyków czy umycie pędzli może dać wrażenie harmonii i swojego rodzaju "czystej kartki".

Wiem, że wpis wyszedł długi, może trochę nieskładny, ale zapewniam Was, że powstał prosto z serducha. Jeżeli macie ochotę, oczywiście możecie pisać o swoich sposobach na chandrę, smutek i gorsze dni. Na koniec zostawię Was jeszcze z klipem, który dość dobrze obrazuje to, co chciałam zawrzeć w części o akceptacji siebie. 


Do szybkiego napisania!

Love you,
K.

P.S. Nie poddawaj się i pamiętaj, tomorrow is just another fucking day, możesz zacząć od nowa, kiedy tylko chcesz i masz to zrobić dla siebie, a nie dla kogokolwiek innego. Trzymam za Ciebie kciuki! ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za Twój komentarz! ♡

jeśli masz do mnie pytanie, zadaj je pod najnowszym wpisem :)