Wraz z końcem miesiąca przyszedł czas na ulubieńców, czyli produkty, które w ciągu ostatnich paru tygodni odkryłam bądź polubiłam na nowo oraz piosenki, które uparcie męczyłam w listopadzie. Ta druga część w tej edycji będzie dość rozbudowana, za to kosmetyków nie mam za wiele. Może być ich mało, ale za to są sztosowe i dzielnie towarzyszyły mi w codziennym makijażu. Zapraszam!
Od momentu zakupu (haul z ziai) *prawie* codziennie pod makijaż wędruje ten produkt, czyli krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej biała herbata. Bardzo przyjemnie się nakłada, ładnie pachnie, zostawia buzię miękką i nawilżoną, nie psuje trwałości makijażu i najzwyczajniej w świecie dobrze się sprawdza. Od kiedy zaczęłam bardziej się przykładać do pielęgnacji twarzy zauważyłam wielką poprawę w jej wyglądzie i ten kremik mocno się tej poprawie przysłużył.
Po kremie i podkładzie czas na puder. Od tygodnia używam pudru ryżowego z Ecocery i jestem nim zachwycona. Długo trzyma mat i tak przykładowo wczorajsze malowanie o 8 rano przetrwało drogę do PORDu, stresik w poczekalni, egzamin na kółkiem (P.S. zdałam!), podróż w dusznym autobusie do domu, szybki marsz pod górę i bieg do szkoły. Po 6 godzinach od aplikacji twarz wyglądała nienagannie, z wyjątkiem minimalnego błysku w stylu "jestem nawilżona patrzcie jaką mam rozświetloną zdrową cerę" a nie tego z gatunku "może lepiej nie patrzcie bo błyszczę się jak latarnia wysmarowana olejem rzepakowym". Jedyne, co mam mu do zarzucenia to opakowanie. Przy nakładaniu na pędzel i późniejszej aplikacji na twarz puder jest absolutnie WSZĘDZIE - na parapecie, na ciuchach, we włosach, na kaktusie obok lustra; jednym słowem, gdzie by okiem nie sięgnąć. Muszę jeszcze opanować jego stosowanie, bo teraz przy wychodzeniu z ryżowej chmury wyglądam jak kokainowa baronowa.
Wraz z powyższym pudrem do moich zbiorów dołączył rozświetlacz MUR Vivid Baked Highlighter w odcieniu Pink Lights i od tamtego czasu ląduje na buzi codziennie. Jest absolutnie przepiękny, daje efekt gładkiej tafli w bardzo jasnym, różowawofioletowym kolorze, który jednak wciąż nadaje się na co dzień. Efekt jest mocny i długotrwały. Mam na jego punkcie (nie)małą obsesję, a ogromna pojemność pozwoli na cieszenie się jego blaskiem jeszcze przez bardzo długi czas!
Poza cudeńkiem z góry niemal codziennie na policzkach ląduje duet pudru do konturowania z Kobo i bronzera z Wibo. Pierwszy z nich nadaje mi nieco kształtu nakładany mniejszym, bardziej zbitym pędzlem, a drugim ocieplam buzię przy pomocy dość dużego, puszystego pędzla. Efekt na twarzy utrzymuje się przez większość dnia, pod koniec jednak blednie przez moją tendencję do podpierania się dłońmi czy leżenia na ławce. Oba produkty łatwo się rozcierają, nie sprawiają problemów przy aplikacji i ładnie dopełniają makijaż.
W ostatnim czasie praktycznie jedyna szminka, jaką noszę, to płynna, matowa pomadka z GR w odcieniu 3. Na zdjęciu udało mi się uchwycić jej mikroskopijne drobinki, które widać tylko i wyłącznie w opakowaniu, bo na ustach produkt jest kompletnie matowy. Ma przepiękny, głęboki odcień zgaszonego różu, który idealnie nadaje się na co dzień; nie lubię jasnych pomadek, więc wybieram te ciemniejsze, zarówno w makijażu dziennym, jak i wyjściowym. Ma wygodny aplikator, którym bez problemu obrysujemy i wypełnimy usta, pięknie pachnie, długo się utrzymuje i ma idealny dla mnie kolor. Ta szminka to absolutny hicior i cała seria jest moim osobistym 2016 roku, więc na 100% pojawi się w ulubieńcach '16.
Teraz przejdę do bardzo lubianej przeze mnie części ulubieńców, czyli zaaklimatyzowanej już na stałe sekcji muzycznej. W pierwszej połowie listopada odkryłam płytę Jamesa Arthura Back from the Edge i momentalnie zauroczyłam się w paru utworach. Klipów z youtube wam tu niestety nie powklejam, jako że to wciąż świeżynka i oficjalnych wersji moich ulubionych piosenek wciąż nie ma. Zdradzę wam tylko, że szczególnie przypadły mi do gustu utwory I Am, Skeletons, If Only i Let Me Love the Lonely. Ponadto najnowsza kompozycja Sofii Karlberg A Bible of Mermaid Pictures - sztoos. Z innych płyt dobrze siadła mi Tove Lo i jej Lady Wood, szczególnie Don't Talk About It, Vibes i intro, czyli Fairy Dust - Chapter I. Z kolei Pentatonix wyszło z kolejnym świątecznym utworem - God Rest Ye Merry Gentlemen, który poza wspaniałym brzmieniem ma też przekozacki klip. A do tego wszystkiego dostałam fazy na lata 80. i namiętnie słucham The Wall Pink Floyd, Owner of a Lonely Heart Yes (z tym utworem zresztą wiąże się długa historia) i I Love Rock'n'Roll Black Jets. Poza tym Zuzia zaraziła mnie miłością do coveru Stayin' Alive w wykonaniu Say Lou Lou (za co z całego serca pragnę jej podziękować! :*).
Na dzisiaj to już wszystko! Koniecznie dajcie mi znać, jakie posty by was zaciekawiły. Myślałam o przeglądzie wszystkich moich pomadek, jako że stanowią one lwią część całej makijażowej kolekcji. Poza tym jutro zaczyna się grudniowe #planwithmechallenge, w którym chcę wziąć udział, więc nie wykluczam, że w końcu premiery na blogu doczeka się mój bujo. Co poza tym? Planuję podejście do sweterkowych hybryd, więc jeżeli uda mi się je jakoś porządnie obfocić, to też trafią na bloga. Reszta zależy od was - pielęgnacja twarzy? kolejna odsłona ulubionych profili na IG/kanałów na YT? A może któryś z pokazanych w ostatnim haul'u (klik klik) produktów zaintrygował was na tyle, że czekacie na indywidualny post? No i tak jak zawsze, zapraszam was do dzielenia się waszymi ulubieńcami, zarówno tymi kosmetycznymi, jak i kompletnie randomowymi. Jestem ciekawa, co wam ostatnio podpasowało. Do szybkiego napisania!
Love you,
K.
Czekam na wpis z bujo! #kokainowabaronowa
OdpowiedzUsuńChyba w końcu się go podejmę, z dedykacją dla cb
Usuń