Jak już obiecywałam w tym poście, chciałam napisać wam trochę o palecie, dzięki której serca wielu blogerek biją szybciej. Nie wiem, czy moja miłość do niej przyprawia mnie o palpitacje, ale nie ukrywam, że od kiedy dostałam ją w prezencie na święta, bardzo się z nią polubiłam. Mowa oczywiście o sławnej czekoladce z Makeup Revolution. Jeśli macie ochotę zapoznać się z moją szczegółową opinią i zerknąć na zdjęcia, zapraszam do dalszej lektury!
Zaczniemy od kilku informacji technicznych:
Paletka w kształcie na wpół roztopionej tabliczki gorzkiej czekolady mieści w sobie 16 cieni o wspólnej gramaturze 22 g, przykrytych folią z nazwą każdego z nich i przychodzi w dodatkowym kartonowym pudełku z okienkiem, które już dawno wyrzuciłam. Wśród nich znajdziemy 2 większe beże - matowy i perłowy i 14 innych kolorów o zbliżonej kolorystyce. Cała paleta utrzymana jest w kolorach o ciepłym bądź neutralnym odcieniu. Znajdziemy w niej złoto, nieco srebra, ciepły róż i takiż fiolet, ciepły i chłodny brąz oraz prawdziwie głęboką, nasyconą czerń. Jeżeli chodzi o zapach, o którym tak wiele osób mówi - moim zdaniem przypomina on wyrób czekoladopodobny, niż prawdziwe kakao lub ukochane czekoladki Lindta, jednak ta cecha nie wpływa w jakikolwiek sposób na moją ocenę, bo nie przekłada się na jakość samego produktu.
Natomiast co do wzorowania się producenta na paletach Too Faced, kosztujących niemal pięć razy więcej (ok. 40 vs ok. 180 zł) - oryginalna czekoladka TF była wg mnie pierwowzorem siostry bohaterki dzisiejszego posta, czyli I Heart Chocolate, a sama Death by Chocolate jest już samodzielnym wymysłem MUR, podobnym do TF tylko koncepcją. Jeżeli mamy doszukiwać się podobieństw, możemy znaleźć je między DBC a wersją Semi-Sweet z TF, jednak wciąż jest między nimi trochę różnic.
Koniec nudzenia i teorii, przechodzimy do najciekawszej części dzisiejszego tasiemca - do zdjęć!
Jak widzicie, niektóre kolory noszą ślady znacznego użytkowania (choćby Devour Me, którego ostatnio zaczęłam używać do brwi, czy Bring Down Angels, czyli IDEALNY rozświetlacz, czysty blask bez grama drobinek, nawet w mocnym słońcu). Na moich zdjęciach palety brakuje pacynki, która, nie ukrywajmy, nie jest jej mocną stroną. Poza tym mogę jej zarzucić to, że lustro, choć bardzo dobrej jakości i całkiem spore, już lata. Tak samo jak w przypadku palety róży (o której pisałam tutaj), po niedługim czasie zawias najzwyczajniej w świecie puszcza i nie utrzymuje się sam w wyznaczonej przez nas pozycji. Niby najbardziej liczy się to, co w środku, ale nie jestem w tym aspekcie w pełni zadowolona. Jednak poza tą wadą nie mam żadnych zastrzeżeń. Chyba, że mogę się przyczepić do luźno latającej folii z nazwami cieni, ale to już koniec.
![]() |
| zdjęcie niestety robione przy sztucznym oświetleniu :( |
Swatche!
Lewy górny róg: White Light (mat), Don't Let Go, Break Me Up (mat), Consume Me
Prawy górny róg: All is Lost (mat), Lick Me (mat), Fool's Gold, One More Bar (mat)
Lewy dolny róg: Devour Me (mat), Tear the Wrapper, Love You to Death, Pray for Me
Prawy dolny róg: Dipped, Tease Me, Set Me Free, Bring Down Angels
I zgodnie z ułożeniem w palecie:
Na dziś to tyle, mam nadzieję, że wpis przypadł wam do gustu i być może dzięki niemu skusicie się na zakup tej palety. Mogę was zapewnić, że jeżeli jesteście fanami złota i ciepłych barw, z pewnością uda się jej skraść i wasze serca! Mimo kilku drobnych niedociągnięć, jest naprawdę świetnej jakości i warta każdej wydanej złotówki.
Love you,
K.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za Twój komentarz! ♡
jeśli masz do mnie pytanie, zadaj je pod najnowszym wpisem :)