6 maja 2017

(ogromne) denko VIII: Ziaja, Eveline, Joanna, Evree, Pantene, B&BW, Perfecta, Bell, Ecocera

Hej hej!

Od ostatniego denka już trochę minęło, a produktów od tamtego czasu zebrałam co niemiara. Dziwnym trafem naraz pokończyło mi się sporo rzeczy do codziennego makijażu (co nadrobiłam na promce, stay tuned) i ulubieńców pielęgnacyjnych. Jeżeli jesteście ciekawi moich opinii o produktach, które przez ostatnie tygodnie wykończyłam, zapraszam do dalszej lektury!

 

Zaczynając od pielęgnacji; wyzerowałam żel z Ziaji kuracja lipidowa do skóry alergicznej i atopowej. Odkryłam go dzięki A. i nie mogę być bardziej wdzięczna za polecenie. Nie radzi sobie z makijażem (a przynajmniej moją szpachlą która wystarczyłaby na pomalowanie małej wioski), ale dobrze służy na ostatnim etapie oczyszczania, by ukoić cerę. Po użyciu buzia jest miękka, nawilżona, nie czuję ściągnięcia ani żadnego podrażnienia. Kosztuje mniej niż 15 zł i jest dość wydajny. Polecam!
Poza żelem w codziennym demakijażu towarzyszy mi płyn micelarny. Od długiego czasu byłam wierna zielonemu Garnierowi 3w1 do skóry normalnej i mieszanej, ale kiedy się skończył, szukałam czegoś tańszego, jako że nie udało mi się go złapać na promocji. Skusiłam się na 8w1 Eveline. Nie zauważyłam ogromnej różnicy między nimi, natomiast od kiedy nie używam Garniera, moja twarz ultra szybko traci mat i zaczyna się świecić. Nie umiem jednak stwierdzić, czy to nałożenie się na siebie wielu przypadkowych czynników jak okres cyklu, pora roku, stres, zmęczenie, fazy księżyca czy pole magnetyczne w trójkącie bermudzkim, czy faktycznie dotychczasowy ulubieniec ma na moją twarz wpływ także długofalowy.
Z czeluści szuflad wyciągnęłam w ostatnich tygodniach oczyszczające plastry w żelu z Avonu. Zużyłam je dla samej sztuki zużycia, bo nie czuję ich działania na swojej cerze. Jedyne, co udało im się zrobić, to pozbawić mnie meszku na skroniach, kiedy próbowałam coś zdziałać w kwestii niedoskonałości w tamtym rejonie. Bolało jak diabli, tyle Wam powiem. Raczej nie polecam.


Ciągnąc temat pielęgnacji, zużyłam całe opakowanie plastrów do depilacji z Joanny. Pudełko miałam naprawdę długo, bo służyły mi wyłącznie do depilacji pach. Oliwka dołączona do zestawu jest naprawdę przyjemna, a całość za swoją niską cenę reprezentuje naprawdę całkiem dobrą jakość. Myślę, że do nich wrócę.
Do nawilżania ciała służył mi olejek z Evree. W przeszłości miałam już pomarańczową wersję, a tym razem skusiłam się na dwufazową formułę. Szczerze mówiąc poprzednia chyba jednak bardziej przypadła mi do gustu, bo była bardziej "konkretna". Nie mam na myśli, że ta opcja jest w jakikolwiek sposób zła - nawilża, dość szybko się wchłania i spoko pachnie, ale mając wybór, sięgnęłabym po Multioils Bomb, a nie Power Fruit.
W kwestii mycia całkiem długo służyła mi pianka Rituals w wersji Happy Buddha. Naprawdę ładnie pachnie, do porządnego pokrycia ciała wystarczy jej niewiele, co przekłada się na wydajność, zostawia skórę miękką i przyjemną. Nie mam zastrzeżeń!


Jeśli chodzi o włosy, to zużyłam szampon Pantene aqua light i powiem Wam, że zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Włosy były lekkie, nieobciążone i dobrze oczyszczone. Jako jeden z niewielu nie wywołał na mojej głowie uczulenia (szok i niedowierzanie!). Ładnie pachnie, bardzo dobrze się pieni, na promce ma przyjemną cenę - czego chcieć więcej?
W stylizacji pomagał mi XXL Volume Spray Batiste, czyli suchy szampon z dodatkiem lakieru do włosów. Usztywnia włosy i matuje je, dodając objętości, przedłużając ich świeżość i nadając tekstury. Dobrze mi się sprawdził, ale nie mogę używać go na co dzień, bo przesusza skalp.
Niestety, skończyła mi się moja ukochana mgiełka z Bath&Body Works, którą kupiłam sobie w Warszawie. Wariant French Lavender & Honey może brzmieć jak zapach z wnętrza babcinej szafy, ale jest to przepiękny, słodki, niezwykle przyjemny aromat, którego używałam namiętnie i bardzo żałuję, że sięgnęłam dna.
Równie mocno żałuję denka malutkiej perfumetki z Sephory o zapachu mango. Wszystko, co słodkie, owocowe lub waniliowe od razu przypada mi do gustu w kwestii zapachów i nie inaczej było w tym przypadku. Dostałam ją na urodziny i mile mi się jej używało przez następne kilka tygodni.


Zebrałam w swojej denkowej torbie całkiem sporo saszetek i próbek, część z których już na ajce się przewijała. Maska Carbo Detox od Bielendy mocno oczyszcza buzię i ściąga, więc bez kremu nawilżającego po się nie obędzie.
Glinkowa Ziaja, tym razem w wersji szarej, jest dużo mniej agresywna i sprawdzi się u tych z Was, którzy borykają się z cerą nie tylko trądzikową, ale jednocześnie wrażliwą i skłonną do podrażnień. Mezo Nawilżanie z Perfecty to odkrycie tego roku, ale równie wysokie mniemanie mam o nowym odkryciu tejże marki - dwuetapowy zabieg domowej mikrodermabrazji. Efekty były naprawdę bezbłędne i od jakiegoś czasu próbuję znowu ją dorwać, ale w żadnym Rossmannie jeszcze jej nie złowiłam. Na stronie rossnet również nic o niej nie ma, czyżby została wycofana? :(
Od swojej pani dermatolog dostałam cały arsenał próbek kremów i wszelakich maści na problemową cerę. Wśród nich znalazło się też mnóstwo tubeczek Aknicare Cream i szczerze mówiąc, mam mocno mieszane uczucia. Na wizażu ma bardzo wysokie noty, a recenzentki piszą o wchłanianiu się do matu i nadawaniu się pod makijaż. Faktycznie matuje, ale też nieprzyjemnie ściąga moją buzię, a pod podkładem nieestetycznie się roluje. Na pewno nie kupię pełnej pojemności.
W kwestii kolorówki w tej kategorii znalazł się tylko jeden produkt - próbka podkładu Long Cover Fluid z Paese. O matko i córko, jak to to oksyduje! Pomijając fatalny kolor (który swoją drogą chyba jest najjaśniejszym z dostępnych), podkład na buzi wygląda po prostu nieładnie, jakby brudno? Jeżeli znacie go i używaliście, koniecznie dajcie znać, co o nim sądzicie!


Zamykając całego posta kolorówką, mamy tu w większości rzeczy do twarzy. Wykończyłam dwa podkłady - a w zasadzie jeden podkład Healthy Mix z Bourjois i jeden krem CC z Bell Hypoallergenic. Pierwszy - lekki, nawilżający, nienajtrwalszy, ale ładnie wyglądający na buzi, choć szybko zaczynający się świecić. Drugi - równie lekki, nieco bardziej matujący i długotrwały. Oba o podobnym, raczej słabym, ale dającym się zbudować do średniego kryciu. Pierwszy diabelsko drogi, drugi przyjemnie opłacalny.
Korektor Ideal Skin z Ingrid sprawdzał się na twarzy na tyle dobrze, że kupiłam ostatnio kolejne opakowanie. Codzienne krycie, zadowalająca trwałość, bardzo ładny, jasny kolor i niska cena tworzą jak najbardziej poprawny produkt, który serdecznie Wam polecam!
Kończąc temat produktów do twarzy - do cna wykończyłam puder ryżowy z Ecocery. Nie matuje idealnie przez 8 godzin, ale utrwala makijaż, delikatnie rozjaśnia (więc miejcie to na uwadze) i wygląda dość naturalnie, choć na samym początku nałożony w zbyt dużej ilości jest widoczny. Najlepiej wygląda po ok. godzinie, kiedy nieco się spracuje z twarzą.
Ostatnia rzecz na dziś to żel do brwi z Wibo. Jest spoko, ale znalazłam lepszą jego wersję w podobnej cenie (coming soon). Dla mało wymagających osób.

To już wszystko! Wyszedł tasiemiec, ale w końcu udało mi się pozbyć tej zalegającej torby z pustymi opakowaniami :D. Koniecznie dajcie znać, czy znacie któryś ze wspomnianych produktów i co o nim myślicie, oraz czy jest wśród wyżej wymienionych kosmetyków jakiś, który przypadł Wam do gustu na którego zakup byście się skusili. Tymczasem zmykam i do szybkiego napisania!

Love you,
K.

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że żel przypadł Ci do gustu. Szczerze mówiąc zapomniałam o nim i chyba muszę ponownie się po niego wybrać. Skoro skończyłaś mgiełkę, to nie widzę innej opcji jak wycieczka do Warszawy! Buziak, pa <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoczymy między maturkami do złotych tarasów 😏😎

      Usuń

dziękuję za Twój komentarz! ♡

jeśli masz do mnie pytanie, zadaj je pod najnowszym wpisem :)