Hej hej!
O rany, ostatnie trzy tygodnie minęły stanowczo za szybko. Dzisiaj wracam na łamy bloga z ulubieńcami - i obiecuję, że teraz wpisy będą pojawiać się regularnie. Nie przewiduję już problemów ze sprzętem (a raczej jego brakiem) i od teraz możecie się spodziewać treści kilka razy w tygodniu, tak jak niegdyś.
O dziwo, w czasie nieobecności nie zebrałam zbyt wielu perełek kosmetycznych; za to inspiracji muzycznych mam dla Was w opór. Bez zbędnego przedłużania witam z powrotem i zapraszam do dalszej lektury!
Jeśli chodzi o pielęgnację, to moje serce (oraz włosy) podbiła odżywka do włosów kręconych z Isany. Kupiona na próbę za piątaka na promce sprawdza się fantastycznie. Byłam przekonana, że odżywka nie jest w stanie zbyt wiele zdziałać w kwestii skrętu - może nawilżyć albo wygładzić, albo w najgorszym wypadku obciążyć. Tymczasem od kiedy jej używam loczki faktycznie chętniej się pokazują i wymagają mniej pracy przy układaniu. Do tego pięknie pachnie i jest mega wydajna. Nowy hit!
Pozostając w temacie pielęgnacji, gorąco polecam Wam pomadkę ochronną SOS z olejkiem arganowym z Eveline. Szybko przynosi ulgę nawet mocno spierzchniętym, spękanym i wysuszonym wargom. Kosztuje kilka złotych i jest warta dużo więcej niż to, ile idzie nam zapłacić w regularnej cenie.
Na oczach ostatnimi czasy bardzo często lądował Color Tattoo z Maybelline w odcieniu Creamy Beige. Robotę załatwia nawet solo, i w takiej wersji również go nosiłam, natomiast zazwyczaj dorzucam jakiś błysk w wewnętrznym kąciku i jakiś mat w załamaniu powieki. Makijaż w minutę.
Po promce w Rossmannie (haul coming soon) zauroczyłam się w różu Oh Oh Blusher z Lovely. Brzoskwiniowy odcień ze złotym blaskiem daje niezwykle subtelny, elegancki i po prostu przepiękny efekt na policzkach. Poza tym często nakładam go na powieki w roli cienia i prezentuje się równie ładnie. Nowy faworyt.
Z tej samej marki i z tej samej promki wylądowała u mnie płynna pomadka Extra Lasting w codziennym kolorze chłodnego, brudnego różu. Ostatnie dni zostały przez nią zdominowane, bo to idealny, codzienny kolor, pasujący do wszystkiego. Więcej o niej niedługo.
Jeżeli nie miałam na ustach szminki z Lovely, najpewniej gościła na nich pomadka z Golden Rose w rudobrązowym kolorze. Jej swatche możecie zobaczyć w tym wpisie. Nienaganna trwałość, mocna pigmentacja i wygodne nakładanie wraz z dość przyzwoitą ceną przemawiają za mianem ulubieńca.
Zanim przejdziemy do muzyki, podzielę się z Wami moimi serialowymi obsesjami z ostatnich tygodni. W czasie przerwy wielkanocnej obejrzałam cały sezon 13 Reasons Why i dołączyłam do licznego grona jego fanów. Wam również go polecam, bo jest o czym gadać! Poza tym za namową A. zabrałam się za The 100 i właśnie zaczęłam drugi sezon. Na początku nie byłam pewna, czy przy nim zostanę, ale wciągnęłam się i nadrabiam zaległe odcinki. Również przez (a może dzięki?) A. zafascynowałam się Riverdale i już rozumiem frustrację mojej przyjaciółki przy dwutygodniowej przerwie w nadawaniu. Come on.
W kwestii muzyki jest tego bardzo dużo, więc chyba zamiast Wam opowiadać o utworach, po prostu je podlinkuję. Disclaimer: w tym miesiącu wróciłam do rapsów #dontjudge
Znając życie zapomniałam o czymś, ale na teraz to już wszystko! Jak zwykle zachęcam Was do zostawiania w komentarzach swoich perełek zarówno kosmetycznych, jak i muzycznych. Tymczasem zmykam i do szybkiego napisania!
Love you,
K.
Nareszcie ktoś mnie rozumie💕. Jak dla mnie pomadka z lovely też jest ulubieńcem, bo kolor ma po prostu idealny, chociaż na ustach wygląda inaczej niż w opakowaniu. Zaraz zabieram się za odpalanie muzyki, bo zawsze coś dla siebie znajduję😋. Buzka, pa.
OdpowiedzUsuńCieszę się że się cieszysz; besos pa
OdpowiedzUsuń