Ze znacznym opóźnieniem zapraszam Was na tutorial dotyczący składania do kupy pokruszonego kosmetyku. W tym wypadku pokażę Wam, jak uratowałam swój rozwalony (już kolejny raz) rozświetlacz z My Secret. Jeśli wiecie - albo właśnie się dowiecie - wszystko wiecznie leci mi z rąk, a moim talentem jest psucie wszystkiego wokół, więc kwestia spotkania z podłogą jest w przypadku większości kosmetyków nieunikniona.
Mała prywata: dziś już oficjalnie i bez ściemy wracam do blogowania. Zapraszam Was na regularne wpisy i nową odsłonę graficzną ajki. Mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu - osobiście bardzo mi się podoba. Poprzednie wpisy mogą się nieco dziwnie wyświetlać (chodzi głównie o rozmiar dotychczasowych zdjęć), ale od tego wszystko powinno już zagrać. Miałam sporą przerwę maturalną, ale to już za mną. Przede mną (mam nadzieję) pracowite wakacje - dzisiaj złożyłam CV w kilku miejscach; trzymajcie kciuki!
Bez dalszego przedłużania zapraszam Was na małe DIY!
Cała zabawa jest bajecznie prosta i zapewniam Was, że nawet średnio ogarnięty ludź sobie z tym zadaniem poradzi. Co będzie potrzebne poza naszym pokruszonym produktem?
> spirytus (nie salicylowy, tylko czysty - np. spożywczy - 96%)
> coś, czym rozdrobnimy kawałeczki kosmetyku
> jakieś mieszadełko - np. kopytko do skórek
> papierowe ręczniki
> świeczka, kieliszek lub inny przedmiot o średnicy pokrywającej się z powierzchnią produktu (przy cieniach może to być np. moneta)
Musimy pozbyć się grudek i jak najbardziej rozdrobnić ofiarę upadku (choć po chwili refleksji brzmi to co najmniej źle).
Stopniowo dodajemy małe ilości alkoholu. Chodzi o to, żeby całość połączyła się w jednolitą masę. Na powyższych zdjęciach rozświetlacz wygląda trochę "sucho", ale to tylko i wyłącznie dlatego, że chciałam uniknąć jego "przelania" tak, jak to zrobiłam w przypadku bronzera z Kobo.
Całość przykrywamy kilkukrotnie złożonym ręcznikiem papierowym i staramy się odcisnąć jak najwięcej wilgoci. Początkowo posłużyłam się denkiem małego słoika, ale na następnych zdjęciach zobaczycie, że wzór uległ zmianie - po pierwotnym odciśnięciu potem docisnęłam resztę dłonią.
Wyciskamy, co się da. Ogarniamy burdel, który narobiliśmy dookoła. Czyścimy samo opakowanie. Odstawiamy na dobre kilka(naście) godzin, a nawet na dobę do odparowania. Voila!
Jeżeli zauważycie, że produkt zeszklił Wam się z góry i nie oddaje pierwotnego pigmentu, spróbujcie zeskrobać górną warstwę - powinno pomóc!
Jak widzicie, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Naprawa wcale nie należy do czasochłonnych, a przy odpowiednim zabezpieczeniu miejsca pracy nawet się nie namęczycie przy sprzątaniu. Koniecznie dajcie znać, czy stosowaliście już kiedyś tę metodę i jak się Wam sprawdziła. Ponadto czekam na Wasze opinie na temat nowego wyglądu ajki! Tymczasem żegnam się z Wami i do szybkiego napisania!
Love you,
K.

Zdecydowanie spróbuję! Dzięki pa
OdpowiedzUsuńProbuj i dawaj znac jak wyszlo pa
UsuńA nie zrobił się twardszy? Nadal łatwo nabrać go na pędzel?
OdpowiedzUsuńNie sprawia problemów przy aplikacji:) Nieco się pyli, ale tak samo zachowywał się przed pokruszeniem
Usuń