Hej hej!
Dziś dość długi post, w którym przedstawię wam zawartość mojej lakierowej szuflady - powiem, które lakiery są fajne, które nie, których używam często, a których wręcz przeciwnie. Zapraszam! *od razu przepraszam za zdjęcia, aparat został skradziony przez rodzinkę na wakacje i zostałam z telefonem, który swoje czasy świetności ma dawno za sobą :(*
Nr 1 to dobrze wszystkim znana odżywka Eveline - w tym przypadku jest to
wersja diamentowa, która wg mnie jest dużo fajniejsza od swojej
siostrzanej wersji 8w1. Zawiera formaldehyd, na który moje paznokcie nie
reagują, ale chociażby A. musiała ją odrzucić właśnie ze względu na ten
składnik.
Nr 2 to matowy top coat z drobinkami brokatu od Wibo (nr 2). Jest baaaaardzo delikatny, piękne wygląda na jasnych lakierach, np. na miętowym. Zakochałam się w nim.
Nr 3 to kolejny top coat, tym razem od Essence. Nail art special effect! topper (23 million dollar baby) to top w odcieniach różu, fioletu i złota - jest naprawdę śliczny, ale mało nasycony, więc nałożenie satysfakcjonującej mnie ilości sprawia, że paznokieć ma jakieś pół centymetra grubości.
Nr 4 to jeszcze jeden top coat - znów od Essence, znów nail art special effect! topper, tym razem w odcieniu 02 circus confetti. Jest absolutnie genialny - ma w sobie pełno drobinek, więc w przeciwieństwie do swojego seryjnego kolegi, dużo lepiej się go rozprowadza. No i wygląda niezwykle efektownie.
Nr 5 to biały lakier z serii Extreme Nails z Wibo (nr 25). Wcześniej miałam chyba ze 3 razy dość popularny w niższej półce cenowej biały lakier z Lovely, ale za każdym razem potwornie szybko mi gęstniał. Jak na razie jestem z niego zadowolona.
Nr 6 to absolutnie najpiękniejszy i najcudowniejszy nudziak, jaki kiedykolwiek miałam w swojej kolekcji. Mowa o Golden Rose i serii Color Expert w kolorze 06. Idealnie dopasowuje się do mojej skóry, trzyma się długo, no i jeszcze w mig wysycha. FAVE ♥
Nr 7 - kupiony w małej drogerii podczas wyjazdu na działkę srebrny lakier marki Ingrid. Gdy go kupowałam, nie zwróciłam uwagi na fakt, że jest to lakier magnetyczny. Był do niego dołączony magnes (który od razu zgubiłam, #typowaK.), ale nie była to wielka strata, jako że magnetyczny jest tylko z nazwy. Kupiłam go, bo zachciało mi się srebrnych paznokci. No i mam bardzo ładny, metaliczny lakier.
Nr 8 - najzwyklejszy czarny lakier z Miss Sporty (nr 080). Szybko schnie, nie trzyma się fenomenalnie długo sam, ale ja zazwyczaj używam go do zdobień, w tej roli sprawuje się bardzo dobrze.
Nr 9 to najpiękniejsza, klasyczna czerwień - Golden Rose Rich Color (nr 29). Świetnie kryje, bardzo szybko schnie i trzyma się długo. Jedyny zarzut - farbuje paznokcie. Warstwa odżywki pod lakier załatwia sprawę.
Nr 10 to koralowołososiowy lakier z Manhattanu z serii Lotus Effect (43K). Nieźle kryje, ma naprawdę ładny kolor, szybko schnie, ale już tego samego dnia końcówki są starte i lakier nadaje się do zmycia.
Nr 11 - kurczaczkowy żółty z Miss Sporty (nr 453). Na paznokciach wygląda przedziwnie, poza tym smuży przy aplikacji i długo schnie, więc używam go do zdobień. I jest ok.
Nr 12 albo się kocha, albo się nienawidzi. Długo szukałam, aż w końcu znalazłam go w serii Summer Extreme Nails w szafie Wibo (nr 484). Taki zielonożółty kolor mi podoba się baaaaaardzo, A. wręcz przeciwnie. Ten konkretny szybko schnie, więc 3 warstwy potrzebne na jego krycie nie bolą aż tak bardzo. No i nie odpryskuje zbyt szybko.
Nr 13 to maleństwo Miss Selene z Golden Rose w kolorze 253, czyli moja perfekcyjna mięta. Rozbielona zieleń bez domieszki niebieskiego - yes, please! Z tą serią jest różnie - albo coś jest super (schnięcie, krycie, trwałość), albo beznadziejnie. Ten egzemplarz należy do pierwszej kategorii. I kosztuje 1,50 zł. Czego chcieć więcej?
Nr 14 to najnowszy nabytek, a dokładniej prezent. Lakier z Miss Sporty w kolorze 544 jest prześliczny, bardzo dobrze kryje i dość szybko schnie. Jedyne co, to że nie wytrzymuje szorowania patelni po bracie, chociaż takiego wyczynu dokonuje mało który lakier.
Nr 15 - błękitny Rimmel 60 seconds w kolorze 842 too cool to tango (dlaczego wszystkie lakiery nie mają takich nazw, jak to robi Rimmel czy Essie?:( ). Dobrze kryje, choć zdarza mu się nieco zasmużyć. Szybko schnie i nieźle się trzyma. Zwykły lakier.
Nr 16 - matowy granat prosto z Francji. Dostałam go od dziewczyny z wymiany. Kiko Denim w kolorze (najprawdopodobniej) 35 błyskawicznie schnie i fenomenalnie kryje. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to jego mat - na końcówkach dość szybko się ściera i mamy matowe paznokcie z satynowo-błyszczącymi końcówkami. Tak czy inaczej, lubię go.
Nr 17 to kosmiczny granat z milionem fioletowych i srebrnych drobinek z Manhattanu (seria Colour Land, niby limited edition, nwm jak to z nim jest, dostałam go w prezencie - w każdym razie kolor to nr 1). Szybko schnie, dobrze kryje, ale tak jak swój brat z serii Lotus Effect bardzo krótko się trzyma. Albo lakiery z Manhattanu są tak słabe, albo to ja jeszcze dobrze nie trafiłam. :(
Nr 18 - jeden z moich ulubieńców - Golden Rose Rich Color (nr 38). Idealna mieszanka fioletu i niebieskiego z kroplą szarości, genialny lakier. Długo się trzyma, szybko schnie, pięknie wygląda, no same plusy!
Nr 19 i ostatni - 1033 Go Ginza by Essie. Kolor jest absolutnie przecudny, liliowo-różowy, w akcji mogliście go zobaczyć w tym poście na dłoniach A. Moja wersja to ta z cienkim pędzelkiem. Lakier nie jest aż tak fenomenalny jak bym chciała, nie wiem czy to kwestia tego koloru, czy po prostu Essie nie jest dla mnie.
To tyle. Moja kolekcja od pewnego czasu zawiera tylko te kolory, które mi się podobają. Systematycznie wyrzucam stare egzemplarze, a gdy kupuję nowe, to wybieram tylko te, do których jestem na 100% przekonana.
A jak jest z Wami? Nudziaki czy neony? Piszcie!
Love you,
K.

















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za Twój komentarz! ♡
jeśli masz do mnie pytanie, zadaj je pod najnowszym wpisem :)